HAVE A NICE TRIP !!! Poniższy tekst jest ostrzeżeniem dla osób mających zamiar odwiedzić Królewskie Miasto Kraków, przedstawiając realne zagrożenia czychające na turystów. Jeżeli decydujesz się na dojazd koleją, już na początku podróży musisz mieć się na baczności i wsiąść mniej więcej w środku pociągu. Wiąże się to ze zbudowaniem nowych peronów na stacji Kraków Główny, o czym niestety pamięta niewielu maszynistów PKP. Może się więc zdarzyć, że wysiadając z pierwszego lub ostatniego wagonu nie trafisz na peron. Jest to szczególnie tragiczne w skutkach podczas taszczenia cennego bagażu (np. świeżutka Amiga 4000) ze względu na bardzo realną możliwość roztrzaskania sprzętu. Samo wydostanie się na peron nie jest jeszcze czymś wielkim. Brak kompasu może się okazać tragiczny w skutkach. Wskazane jest ponadto przesłuchanie ok. 10 osób i na podstawie ich zeznań sporządzenie mapy. Dopiero wtedy można mieć nadzieję na opuszczenie dworca w zadawalającym czasie (średnio ok. pół godziny). Radosny ten fakt poznasz po spostrzeżeniu orusztowanego budynku, na którym zamiast tablicy "KEEP OUT" ktoś umieścił napis "Poczta" (z racji istnienia w pobliżu Poczty Głównej radzę nie ryzykować kalectwem). Następną rzeczą jaką ujrzysz będzie przejście podziemne. Skorzystanie z niego jest ostatnio utrudnione z powodu zalegających przy obu ścianach Rumunów, a także wielkiej kałuży pośrodku (powstałej podczas ostatniej Zbiórki Zczepu wyżej wymienionych). Oczywiście dojazd samochodem w żadnym stopniu nie umniejsza problemów. Sygnalizacja świetlna jest wyregulowana w ten sposób, aby codziennie stworzyć co najmniej 2000 korków. Ostatnio w związku z tym władze Miasta Krakowa rozważają projekt obowiązkowego wyposażenia każdego samochodu w maskę gazową i dwie dwudziestolitrowe butle z tlenem. Są jednakże kłopoty z częścią kierowców, którzy upierają się bezmyślnie przy wożeniu na tylnych siedzeniach rodziny zamiast butli z tlenem. Cóż, nie każdemu dała Bozia rozum. Przecież rodzina z powodzeniem zmieści się w bagażniku! No, ale przecież w Krakowie nie ma aż tyle spalin! Wystarczy tylko trójdrożny wentylator w każdym samochodzie i problem jest rozwiązany! Koszt takiego wentylatora to tylko około połowa ceny Poloneza, a czymże jest te 60 milionów... Tak, chyba najlepszym rozwiązaniem jest przybycie środkiem komunikacji powietrznej. Tutaj preferowany jest własny helikopter, najlepiej wyposażony w kilka głowic powietrze-ziemia (aby zawczasu przygotować sobie lądowisko). Lądowanie bowiem w Balicach nie jest o tyle trudne, co niewygodne - dojazd stamtąd do centrum może zająć około 3 godzin, ze względu na te korki (piechotą 45 minut, ale na przełaj). Zakładając, że w jakiś sposób dostałeś się już do centrum, możesz przystąpić do zwiedzania najsłynniejszych miejsc tego miasta. Ulicą Floriańską skieruj swe kroki w kierunku Rynku Głównego, nie omieszkając przy tym oczywiście wstąpić do jednego z licznych Sex Shopów (dozwolone do.. tfu, od lat osiemnastu). Jeżeli pospieszysz się z odwiedzinami Krakowa, może jeszcze zdążysz zobaczyć pomnik słynnego debila z Litwy, autora czegoś tak wrednego jak "Pan Tadeusz" (mam oczywiście na myśli samą powieść, a nie tytuł), Adama Mickiewicza, zanim do końca pokryją go ekskrementy. Przy okazji można także wysłuchać Hejnału Mariackiego. Urywa się on, jak powszechnie wiadomo, z powodu jednego z hejnalistów, który po przedawkowaniu pasty do butów nie zdołał zakończyć melodii. Przy słuchaniu trzeba tylko uważać, aby nie dostać charą puszczoną przez wesołego strażaka. Teraz radziłbym omijając kałuże moczu, skierować się ulicą Grodzką w kierunku Wawelu. Jeżeli będziesz miał szczęście, to akurat jedna z komnat nie będzie konserwowana i za niekoniecznie skromną opłatą zobaczysz np. sypialnię króla (z takim łożem to każdy urządzałby orgie, tym bardziej, że sypialnia królowej znajdowała się po drugiej stronie dziedzińca) lub "głowy wawelskie" (czyli kalejdoskop debili). Przy odrobinie wyobrażni dach kaplicy Zygmuntowskiej wyda Ci się złoty i nie zauważysz, że ten cały Wawel to w coraz większym stopniu ruina. Można oczywiście zaryzykować zwiedzeniem kilku słynnych krakowskich kościołów, ale radziłbym się ograniczyć do Mariackiego. Reszta w sumie nie jest dla laików interesująca, a jeśli ktoś jest koneserem sztuki, to odpowiedniejszym dla niego miejscem będzie Kobierzyn (odpowiednik warszawskich Tworek czy śląskiego Bolesławca, tudzież Kościana i Lubiąża). Po zwiedzeniu wszystkich ważniejszych zabytków Krakowa możesz przystąpić do realizacji własnych planów (np. odwiedzenie rodziny). Nie obejdzie się jednakże bez kłopotów - zazwyczaj trzeba skorzystać z komunikacji miejskiej. Po około półgodzinnym oczekiwaniu na przystanku powinieneś doczekać się jakiegokolwiek tramwaju (na właściwy trzeba poczekać dłużej). Motorniczy jest zwykle na fazie (co charakteryzuje się zarzyganą przednią szybą). Wsiadać należy szybko, bowiem nigdy nie wiadomo, kiedy gościowi zaciąży ręka i naciśnie jakiś przycisk. Sama jazda przebiega raczej spokojnie. Tylko koło przejść dla pieszych dają się odczuć lekkie wstrząsy i z przodu tramwaju słychać gromkie "Ole!!" z przytupem. Gdy motorniczemu nie uda się trafić w przechodnia, komentuje to zazwyczaj głośnymi przekleństwami i pluciem na bliżej siedzących pasażerów. Jeżeli jesteś zmęczony, a w tramwaju jest akurat wolne miejsce, możesz zaryzykować zajęciem go. Nie licz jednakże na dłuższy odpoczynek. W przeciągu kilku minut znajdzie się kobieta (niekoniecznie starsza) gotowa zrobić wszystko dla usadzenia swego (czasem bardzo tłustego) dupska na odrapanym kawałku plastiku szumnie nazwanym siedzeniem. Zakres środków jest praktycznie nieograniczony. Najczęściej stosowane to: głośna rozmowa o "niekulturalności" dziesiejszej młodzieży, znaczące chrząkanie, rycie się (dosłownie), a także stawianie siatki na kolanach. Pewnego razu pewna kobieta zdecydowała się na nastąpienie na nogę mojego kumpla dla zwrócenia na siebie uwagi (Sie ma, Leńczo!). Nie muszę chyba dodawać, że to i tak nic jej nie dało. Do wysiadania z tramwaju potrzebne są odpowiednie buty, a to z powodu ludzi, którzy chcąc do niego wsiąść, nie zważają na tych, którzy chcieliby wysiąść. Czasem sprawę rozwiązuje dopiero dość mocne kopnięcie. W ekstremalnych przypadkach należy użyć włazów (a raczej "wyłazów") w suficie. Na koniec moich rozważań jeszcze jedno ostrzeżenie - po zajściu słońca (a najlepiej w ogóle) nie wysiadaj poza centrum, chyba że naprawdę musisz. Oddalenie się od przystanku na kilkanaście metrów na którymś z osiedli możesz niemile wspominać do końca życia (te kilka dni w szpitalu). I to by było na tyle. Jeszcze raz serdecznie zapraszam! Tadek Knapik